Podczas wczorajszej debaty prezydenckiej byliśmy świadkami nagłej reaktywacji kandydującego prezydenta Komorowskiego, prawdopodobnie będącej wynikiem intensywnej reanimacji zastosowanej przez ratowników skupionych wokół prezydenta, tylko sobie znanymi metodami.
Nieudolni sztabowcy – ratownicy, mając widmo zbliżającej się klęski przed oczami, również swojej własnej, w cudowny sposób reanimowali swojego kandydata. W ciągu kilkunastu zaledwie godzin dokonali tego, czego nie byli w stanie dokonać w ciągu czterech miesięcy kampanii, podczas której Bronisław Komorowski albo przysypiał na stojąco i siedząco, albo tracił kontakt z rzeczywistością widząc wokół kury, szogunów, czy rodzinę w brudnych butach, a wokół samych nieprzyjaznych ludzi, na okrzyki których reagował instynktownie grożąc, że nie z takim sobie radził, to poradzi sobie i z nimi.
Nadzwyczajne pobudzenie pana Komorowskiego podczas debaty było łatwo zauważalne czy to w agresywnych oskarżeniach rywala, dziś już wiadomo, że zmanipulowanych i nieprawdziwych, przygotowanych przez „apolityczną” córkę, czy też w nienaturalnej, nadmiernej gestykulacji. Kandydujący prezydent podczas swojego wystąpienia raz po raz podnosił zaciśniętą pięść, nie wiem tylko czy dla wzmocnienia przekazu, czy też w zgoła innym celu. Jakby na to nie patrzeć w przypadku człowieka bazującego na zgodzie, ten gest nie kojarzył się najlepiej. Co prawda nie jestem specjalistką od wizerunku i mowy ciała, ale skojarzenia miałam jednoznaczne, a tak się składa, że bardzo nie lubię, gdy ktoś wymachuje mi palcem przed nosem, a tym bardziej zaciśniętą pięścią, ponieważ kojarzy mi się to nie tyle z brakiem dobrych manier, co zwykła groźbą.
I jakoś tak mimo woli nasunęło mi się jeszcze jedno porównanie sięgające minionych niechlubnych czasów głębokiego PRL-u, kiedy to ówcześni sekretarze jedynie słusznej partii używali tych samych środków wyrazu, wzmacniających przekaz, że władzy raz zdobytej nie oddadzą nigdy.
A przecież pan prezydent – reprezentant III RP – kraju demokracji i wolności wszelakiej robi cały czas za gołąbka pokoju, a tu nagle zaciśnięta pięść. Nie sposób nie zapytać, czy taki przekaz powinien płynąć do potencjalnego elektoratu, szczególnie tego niezdecydowanego?
Czy urzędujący i kandydujący prezydent może być uosobieniem braku dobrych manier i prostactwa, a takim jawi się nie od dziś Bronisław Komorowski? Czy kandydujący prezydent powinien posługiwać się podczas debaty kłamstwem i manipulacją, a do takich metod posunął się Komorowski?
W kontekście tych faktów nietrudno odnieść wrażenie, że reanimacja zastosowana przez sztabowców PBK nie do końca się powiodła. Wygląda na to, że w przypadku tego pacjenta potrzebna jest wyłącznie długotrwała rehabilitacja, chociaż pacjent nie rokuje.
Ale kto powiedział, że musi być prezydentem? Może przecież być rencistą. Z ZUS-U.
Syzyfoptymista
Komentarze